Konkursy literackie
Krzesło Eisteddfodu - An tSeamróg (studenci 1MA i 2BA) "An Aimsir"
Korona Eisteddfodu - wiersz po walijsku o wakacjach
- nie przyznano
nagroda specjalna - Eryrrhydd (Piotr Szczepankiewicz) za wiersz "Gwyliau Haf"
Medal Eisteddfodu - opowiadnie inspirowane "Czterema gałęziami Mabonogi"
- nie przyznano.
nagroda specjalna - Ateb Araf (Marta Stoltmann) za opowiadanie „Branwen daughter of Llŷr – the truth about her marriage with the king of Ireland”
Konkursy recytatorskie
Język walijski
I miejsce: Piotr Szczepankiewicz (UAM) - „Iawn, cei di ofyn cwestiwn personol”, Iwan Llwyd
II miejsce: Anna Trojanowska (UAM) ) “Dau”, Dylan Iorwerth
Język angielski - "100 rocznica urodzin Dylana Thomasa i R.S. Thomasa"
I miejsce: Mariusz Listewnik (UAM) „His Condensations are Short Lived”, R.S. Thomas
II miejsce: Piotr Kluczyński (XI LO) „Acting”, R.S. Thomas
III miejsce: Agnieszka Zajączkowska (UAM) „Reservoirs”, R.S. Thomas
Konkurs muzyczny
I miejsce: Mariusz Listewnik (UAM) „Ar Lan y Môr”
II miejsce ex aequo: Joanna Rybelska (UAM) „Tyrd yn ôl”, Natalia Misiukiewicz (UAM) “Haleliwia”
Konkurs tłumaczeniowy
Tłumaczenie fragmentu prozy z walijskiego na polski
I miejsce (ex aequo) - Anhysbys Dienw i Y Ddraig Wen
Konkursowy tekst pochodził z książki Dafydda Meiriona “Pi-âr”, współczesnej opowieści o pracownikach biura PR w Caernarfon. Fragment do przetłumaczenia to początek rozdziału, w którym bohaterowie mają za zadanie zaopiekować się gościem z Polski, reprezentującym wszelkie najgorsze stereotypy na temat naszych rodaków...
Anhysbys Dienw (Joanna Rybelska)
Polska heca
Sian i Rhys stali na peronie bangorskiego dworca. Sian miała na sobie sukienkę, którą kupiła w Manchesterze, gdzie była tydzień wcześniej na konferencji na temat lokalnego rzemiosła. Rhys ubrany był w garnitur, a pod pachą trzymał katalog i teczkę. Nie było w niej zbyt wiele, ale dodawała mu aury ważności. Na stację przyjechali, aby powitać Stanisława Wlecicza, poważanego rzeźbiarza z Polski. Rzeźbiarza międzynarodowej sławy, tak przynajmniej twierdzili w Fundacji Kultury. Człowieka szanowanego w świecie sztuki.
Na stację wtoczył się pociąg z Londynu. Drzwi otwarły się i pasażerowie zaczęli wylewać się na zewnątrz. Sian trzymała w ręku zdjęcie eleganckiego mężczyzny z ciemnymi włosami i wąsami, ubranego w szykowny garnitur, pod krawatem. Pociąg miał już ruszać dalej do swojego punktu docelowego, czyli Holyhead, ale nigdzie nie było ani śladu Stanisława. Sian wyciągnęła z torebki świstek papieru. Tak jest, przyjeżdża na stację Bangor, 15:45. Spojrzała na zegar na peronie – 15:47.
– Gdzie on jest?
– Nie wiem, może uciekł mu pociąg. Nie zna zbyt dobrze angielskiego, pewnie się zgubił – stwierdził Rhys, w niezdarnej próbie dodania jej otuchy.
– Zgubił! Zgubił! Przecież nie może się zgubić! – wykrzyknęła zdenerwowana Sian, podskakując w miejscu. Obróciła się w stronę Rhysa.
– Zrób coś!
Rhys spojrzał na nią bezradnie.
- Niby co mam zrobić?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli hałas dochodzący z tylnego wagonu pociągu. Krzyki. Zapewne przekleństwa, ale takie, jakich Rhys nigdy jeszcze nie słyszał. Drzwi wagonu otwarły się. Na peronie wylądowała walizka i otworzyła się, rozsypując dookoła całą swoją zawartość, czyli dwie koszulki, dwie pary kalesonów i sześć butelek wódki. Najpierw wyszedł konduktor, zza niego wyłoniła się noga. A później mężczyzna, który w najmniejszym stopniu nie przypominał człowieka ze zdjęcia Sian. Owszem, miał ciemne włosy i wąsy, ale włosy były skołtunione, a bujne wąsy jeszcze bardziej imponujące niż u Lecha Wałęsy. Koszula wystawała mu ze spodni, a krawat zwisał smętnie z kieszeni.
Konduktor na wpół niósł, na wpół ciągnął mężczyznę po peronie, a ponieważ Sian i Rhys wyglądali, jakby na kogoś czekali, skierował się w ich stronę. Sian jeszcze raz spojrzała na fotografię, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, Stanisław podszedł do niej, zamknął w niedźwiedzim uścisku i wycisnął na jej ustach soczysty pocałunek.
- Si-an…Si-an He-ledd. – Odsunął się na krok i zmierzył ją od stóp do głów spojrzeniem, które na kilka sekund zatrzymało się na jej biuście. – Si-an…Si-an… Jestem Stanisław Wlecicz, ja bardzo cieszę, że jestem teraz w Walia. (…)
Sian spojrzała na Stanisława.
– Panie Stanisławie…Oto Rhys. Rhys Huws, który odpowiada za promocję pańskiego pobytu w Walii.
Sian chwyciła Stanisława za ramię i obróciła go w stronę Rhysa, w razie gdyby Polak chciał pocałować ją raz jeszcze. Stanisław potrząsnął dłonią Rhysa.
– Jasna cholera, tylko nie c… – Ale nim zdążył dokończyć zdanie, Stanisław puścił jego dłoń, uścisnął go i ucałował w oba policzki.
Y Ddraig Wen (Aneta Graczyk)
Pozdrowienia z Polski
Sian i Rhys stali na peronie na bangorskim dworcu. Sian w sukience, którą kupiła poprzedniego tygodnia w Manchesterze podczas konferencji rzemiosła etnicznego, a Rhys w garniturze, z katalogiem i teczką pod pachą. Nie zawierała zbyt wiele, ale sprawiała, że wyglądał poważnie. Czekali, by powitać Stanisława Wlecicza, znakomitego rzeźbiarza z Polski. Rzeźbiarza międzynarodowej sławy, a przynajmniej tak mówiła informacja z Komisji ds. sztuki. Człowieka o wielkim znaczeniu dla artystycznego świata.
Pociąg z Londynu wjechał na stację. Otwarto drzwi i tłum podróżnych wylał się na peron. Sian ściskała w dłoni zdjęcie wytwornego, ciemnowłosego mężczyzny z wąsem, w garniturze z kołnierzykiem i krawatem. Chwilę później pociąg był już gotowy do odjazdu w kierunku Holyhead, a po Stanisławie nadal nie było śladu. Sian schyliła się i wyciągnęła z torby kartkę papieru. Tak, przyjeżdża na stację w Bangorze o 15:45 – upewniła się i przeniosła wzrok na dworcowy zegar. 15:47.
– Gdzie on jest?
– Może wcale nie wsiadł do pociągu. Słabo zna angielski, może się zgubił. – powiedział Rhys. Jego słowa okazały się niezbyt pocieszające.
– Zgubił? Zgubił! Nie, przecież nie mógł się zgubić! – Sian nerwowo podskakiwała na peronie.
Odwróciła się do Rhysa. – Zrób coś!
– Ale co?!”
Nie zdążył uzyskać odpowiedzi, bo z tyłu pociągu zaczęły wydobywać się dziwne dźwięki. Krzyki. Brzmiały jak przekleństwa, ale takich słów Rhys nigdy wcześniej nie słyszał.
Drzwi wagonu otworzyły się. Walizka wylądowała na peronie i otworzyła się z trzaskiem, wypluwając z siebie całą zawartość. Dwie koszulki, dwie pary kalesonów i sześć butelek wódki leżało żałośnie na ziemi. Konduktor wysiadł z pociągu, za nim pojawiły się najpierw nogi, a potem mężczyzna, który w niczym nie przypominał tego na zdjęciu, które nadal tkwiło w dłoni Sian. Wprawdzie miał on ciemne włosy i zarost, lecz jego fryzura przypominała wronie gniazdo. Sumiaste wąsy, w rozmiarze większym niż u Lecha Wałęsy, robiły jeszcze gorsze wrażenie. Koszula wystawała mu ze spodni, a krawat miał wetknięty w kieszeń.
Konduktor częściowo niósł, a częściowo ciągnął Stanisława wzdłuż peronu, a ponieważ Sian i Rhys sprawiali wrażenie ludzi czekających na kogoś, podszedł właśnie do nich. Sian jeszcze raz rzuciła okiem na fotografię, ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, rzeźbiarz zbliżył się do niej, uściskał ją i złożył soczysty pocałunek na jej ustach.
– Si-an… Si-an Heledd.” Wybełkotał, po czym cofnął się i zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, na moment zatrzymując się na jej piersiach. – Si-an… Ja jestem Stanisław Wlecicz, to dla mnie zaszczyt być w Walia.” (…)
Zszokowana Sian zwróciła się do rzeźbiarza. – Panie Stanisławie… to jest Rhys. Rhys Huws, odpowiedzialny za rozgłos pana wizyty.
Sian chwyciła Stanisława za ramię i obróciła go w stronę Rhysa na wypadek, gdyby Polak znowu chciał ją ucałować. Ten jednak uścisnął dłoń Rhysowi.
– Do jasnej ciasnej! Nie…ca… – nie dokończył zdania, bo Stanisław puścił już jego dłoń i rzucił się cmoknąć go w oba policzki.