top of page

2016

 zdjęcia, laureaci,

       nagrodzone teksty

Konkurs literacki - Tron Eisteddfodu

Cynghanedd w języku polskim

I miejsce

 

Pluen Eira Wanwyn - Hannah Taylor

 

 

Zamarznięty świat

 

 

widzę chmury z góry groźnej
   milczą ptaki, znaki znikną
                 w lesie niemym woal śniegu

                         je spowija

                                                          mija chwila
                                                                                                       świat zamarza

II miejsce

 

Pierre Grotesque - Małgorzata Durczak

 

Pogranicze

 

 

Gość nie lada wpada wierzchowcem na gościniec,

Dzikim okiem wodzi i wchodzi na dziedziniec,

Szarmancki ma krok, wzrok szalony jak szarlatan,

Szaty jego prima sort, lord z niego czy szatan?

Pośród skrzyń pełnych wina, wspina się po ścianie,

Stary stróż, no cóż, śpi póki dzień się nie stanie,

Nie widzi, jak cień zbójnika znika niewinnie,

Z widoku, by biesiadę najść, zajść oknem zwinnie.

 

Karczma gwarem grzmi, brzmi skrzypliwy crwth karczmarki,

Ogrom piwa wnet ubywa a świec ogarki,

Skaczą, w rytmie wrzawy zabawy, krzyków i skarg.

 

Jechał jam tam na targ,

Przez płot pod swe pole,

Ja com dom miał w dole,

Gdy gość na włość włazi,

Szast-prast mi prowadzi,

Woła. Stój! Mój on mój!

Nim wbiegł, zbiegł z wołem zbój,

Ja w krzyk, myk za nim mknę,

Acz wolna klacz, więc klnę.

Tom pod dom dojechał,

Tuż pod płot podjechał,

Miał tam cham swą chatę,

Szło za zło zapłatę,

Dać, a stać tam stary,

Dziad, nieść wieść cnej wiary,

Miał. Lecz łgał niecny łgarz.

Każę tak, wszak mi wskaż,

Czy dlań drań, co to drwił,

Mego biednego bił,

Woła. Zgoła nie zgadł,

Nim wrogi w progi wpadł,

Co za groza! Ów grał,

Dziada, co lada lał,

Łgarstw morze. Boże broń!

Skok, krok i znikł mój koń!

 

W stół walnęła chłopska pięść, aż część ludu wstało,

Przy tym z pięciu w zawzięciu rację mu przyznało,

Wtem cień z dachu skoczy, oczy chłopu wbiwszy w twarz.

 

Zwarz jakże modny masz,

Strój. Ach! Królewski krój,

Strój twarzowy jak twój,

Chcieć mógłby mieszczuch mieć,

Chcieć rzec śmiem, iż to śmieć!

Wierz, chytrusie, w co chcesz,

Wiernie lub biernie bierz,

Wiejski świat, co sielski,

Miejski acz angielski!

 

Wszelkie głosy i odgłosy cichły wzdłuż i wszerz.

 

Też coś! Toż to śmiesz,

Mnie chłopa gdzie ganić,

Tyś chwat, rad żeś ranić,

Mą cześć, nieść niełasce,

Ty, co twarz masz w masce,

Kim żeś ty znów, mów mi!

 

I mi, Cymro dw i,

A Chymro ydych chi,

Hefyd, Cymraes yw hi,

Felly, pwy ydyn ni?

Pobl y Gororau.

 

Królestwo wschodu, zachodu dawien ojców kraj,

Ludu z granic, gdzież też jest wasza ziemia luba?

Choć wyjechali ziemianie, zostanie chluba,

Skoro Tudor w wichurze róże ściął skłócone,

Kornie go powitano, dano wnet koronę,

Obcą siłą zażyłą jedność obiecano,

Po czym, bez obawy, ustawy podpisano,

Umocnił rządy i sądy król, co umowy,

Głównie szanuje, jak traktuje ludzkie głowy,

Mieszkańcy granic, gdzież też wasza ziemia miła?

 

Rozmów wichura chmury z góry rozpędziła,

Biesiadnicy znów zdrów by słów wszcząć bijatykę,

Mówią, krzyczą, ryczą, tam crwth znów gra muzykę.

 

Bard wart dla wartości,

Grać, słać ludom słuszności,

Spraw, sław nam słynących,

Żywo żniwo rznących.

Arthur, król ról różnych

Morgain, gróźb, próśb próżnych,

Glyndŵr, bunt, grunt grzęski,

Dać się zwać zwycięski,

Zawżdy każdy ich krok.

Lecz pieśń ta nie zwie zwłok,

A żyw zryw zrodzony,

Biec strzec naszej strony.

Lecz nie miecz go mierzy,
Zaś on w bród szkód szerzy.

To drań zdań zdradzieckich,

Zna kant z band zbójeckich,

Zna chwyt, w spryt jest sprawny,

Ów ze słów cnych sławny.

To blagier, gier giętkich,

Spraw bez praw, prac prędkich,

Cati, gad zdrad zdolny,

W kant gra frant frywolny!

Cati? Kto to taki?

 

Zaraz pyta skryta maską twarz zawadiaki,

Samotny chłop na trop zaś wpaść usiłuje sam.

 

Skądś wyraz ów znów znam…

 

Więc wam dam dalejże,

Pieśni mej chciej, chciejże,

Słuchać. Był zbył zbytek,

Ot pod swój pożytek,

Cati, mąż wciąż w cieniu,

Krążył, drążył w drwieniu,

Drogę. Trwogę siać,

truć, Łany, na plany pluć,

Lwów, co kłów kłamliwych,

Szczerzą rząd - błąd błaznów.

Cati dać znać tam znów,

Ma, że gra w grabieże,

Rzek bieg zwrotny bierze.

Ach, chwat nad świat świetny,

Nad dziw szlif szlachetny!

 

Powie chłop wzruszony, czerwony zaś z podpicia,

Po czym w weselu, w celu dalszego popicia,

Kieski sięga tęga dłoń jego do kieszeni.
 

Po podłodze nóż, co rusz, morze skarg po ziemi,

Skradziona sakiewka! Nalewka już skończona!

Wypita cała skrzynia! Świnia wykradziona!

 

Karczma się pali, a w dali Cati z karczmarką,

Odjeżdżali.
 



 

 

Konkurs recytatorski

"Smok o dwóch językach"

Laureaci

 

 

I miejsce - Mikołaj Nowak (XVI LO) - "The Creation", Nigel Jenkins

II miejsce - Jagna Putz (UAM) - "Rough Guide", Grahame Davies

III miejsce - Izabella Ławińska (II LO) - "For My Ancestors", Rolfe Humphries

 

wyróżnienia:

Dominik Janicki (XI LO) - "Remembrance", Waldo Williams/tłum. Alan Llwyd

Agnieszka Zajączkowska (UAM) - "Welsh National Costume" Johnathan Edwards

 

 

Konkurs literacki - Medal Eisteddfodu

Opowiadanie zainspirowane legendą o smoku

Magdalena Perlińska (Mags)

 

 

          -  Historia o smokach dotyczy władcy Brytów, Vortigerna, który nie mógł ukończyć budowy twierdzy, gdyż za każdym razem kamienie przygotowane do jej wzniesienia tajemniczo znikały. Mędrcy doradzili mu, aby znalazł chłopca, który zrodzony został bez ojca i spryskali miejsce budowy jego krwią. Chłopiec taki został wkrótce odnaleziony i przyprowadzony przed oblicze Vortigerna. Okazał się on osobą niezwykle mądrą, czym zadziwił władcę. Doradził jego ludziom, aby zaczęli kopać dół dokładnie w miejscu budowy twierdzy. Ujawnił im również to, co wkrótce miało ukazać się ich oczom – zbiornik wodny a w nim dwie wazy, w każdej z nich zwinięty namiot, a w każdym z nich śpiący wąż – w jednym biały, w drugim czerwony. Gdy rozwinięto namioty śpiące węże obudziły się i zaczęły ze sobą zaciekle walczyć. Z początku wygrywał wąż biały, znacznie silniejszy od czerwonego. Wkrótce jednak czerwony odzyskał siły i zwyciężył, ścigając białego węża po wodach stawu. Ponieważ ludzie Vortigerna nie potrafili odczytać znaczenia tego omenu, chłopiec sam im go objaśnił. Staw symbolizował otaczający świat, namioty - królestwa. Węże zaś to w istocie dwa smoki - czerwony, symbolizujący ziemie Vortigerna, i biały symbolizujący wrogich Brytom Sasów. Tak jak czerwony smok, Brytowie, przodkowie dzisiejszych Walijczyków, mieli zwyciężyć najeźdźców i wygnać ich ze swoich terytoriów. Czerwony smok do dziś widnieje na fladze Walii i jest narodowym symbolem tego kraju.

 

Białowłosy mężczyzna podniósł wzrok znad podręcznika. Jego twarz wyrażała skrajną pogardę i niedowierzanie.

 

            - Chcesz mi powiedzieć, że tego was uczą w szkole?- spytał syna, osłupiały. Chłopczyk pokiwał głową, zmieszany.- Bogowie, czego ci ludzie nie wymyślą!- wymamrotał ojciec z politowaniem wznosząc oczy ku niebu. Odchylił się w krześle, gdzie siedział koło malucha pomagając mu w pracy domowej, by móc zobaczyć swoją żonę, haftującą w pokoju na tamborku.- Kochanie, pamiętasz tę kłótnie?

 

            - Którą skarbie?- spytała życzliwie, nie odrywając wzroku od robótki.

 

            - Tą w Wali, no wiesz którą- rzucił zniecierpliwiony. Kobieta zaszczyciła w końcu męża spojrzeniem. Bardzo zimnym spojrzeniem. Jej odpowiedź była równie chłodna i pełna jadu.

 

            - Tą, do której doszło, ponieważ miałeś cudowny pomysł podkradnięcia się do ludzkiej osady pod postacią węża, przez co musiałam cię ratować? Przez co zamknięci zostaliśmy na kilka miesięcy w wazach, które wrzucono do stawiku? Ta, która odbyła się w owym stawiku, bo nie mogliśmy się z niego wyczołgać? Która zakończyła dużo przedwcześnie i podczas której ledwo uniknęliśmy rozwodu, bo jedno z nas nie umie pływać i prawie utopiło się, gdy tylko odwróciłam się na chwilę?

 

            Jakimś cudem rudowłosa smoczyca zawarła całą swoją dezaprobatę dla nieodpowiedzialności ukochanego w geście uniesienia jednej, perfekcyjnie wygiętej brwi. Białowłosy spuścił oczy i wydął usta, niczym obrażony pięciolatek. Ich syn zagryzł wargi, próbując nie wybuchnąć śmiechem.

 

            Zapadła chwila ciszy.

 

            Którą przerwał smok, szczerząc się od ucha do ucha.

 

            -  A wiedziałaś, że dzięki niej jesteś w herbie Walii, kochanie?

 

            -  Naprawdę? Jak miło- odparła wracając do robótki.


 

Konkurs tłumaczeniowy

Tłumaczenie poezji z języka angielskiego

 

I miejsce

Chazekarata  - Agata Wróbel

 

 

 

 

 

Danny Abse

Rentgen


Grasują po dnie morza, latają aż do gwiazd,
matko, zaglądają pod każdy kamień,
otwierają groby, by wpuścić światło nocy.
Są ludzie gotowi otworzyć wszystko.


Harvey, krążenie krwi
i Freud, krwiobieg naszych snów.
Dumni szperacze, dumnie brzmią imiona
odkrywców. Ludzi zdolnych otwierać ludzi.


I inni, matko, o nazwiskach czczonych
nie w nazwach ulic, lecz chorób: Addison,
Parkinson, Hodgkin – ci szybcy,
zawsze pierwsi u łoża umierającego.


A ja – ich ślamazarny kolega po fachu, czuję niepokój,
żadnej ciekawości. Byłem taki od dziecka: wiesz przecież,
tamta mała ręka nigdy nie zrobiła sekcji zwłok budzika,
nie wypatroszyła zdechłej myszy.


Ta większa jest taka sama. Wysuwa się teraz
z białego rękawa, przykłada, matko,
twój rentgen do jarzącego ekranu. Moje oczy patrzą,
lecz nie chcą; ja wciąż nie chcę wiedzieć.

I miejsce

Olga Płażewska  - Aleksandra Smoleń

R.S.Thomas

Piosenka Dzieci

 

Mieszkamy w swoim świecie:

ten świat jest taki mały,

że choćbyś w pas się skłonił,

nie zdołasz wejść do niego,

podstępem dorosłego.

Choć zerkasz i nas śledzisz

badawczą lupą oka,

i pilnie strzyżesz uchem,

gdy zabrzmi nasza mowa,

nie możesz znaleźć środka,

gdzie nasza zabawa i nasz taniec,

gdzie życie nieprzytomne

śpi pod zamkniętym kwiatem,

śpi pod skorupką gładką

jajek w sklepionym gnieździe,

co przedrzeźniają swym błękitem

twe niedosięgłe niebo.

 

 

R.S. Thomas
Razem


Całe życie
byłem z nią
twarzą w twarz, przy stole,
przy kominku, nawet
w skrajnej intymności
łóżka. Może więc chciałbyś
zapytać o coś
na jej temat? Chowała siebie
w osobnym pokoju,
a mnie przywodziła
do szklanych drzwi tylko po to,
żebym stanął przed
własnym odbiciem. A jednak
uczyłem się od niej. U jej brzegów
zbierałem przedmioty wyrzucone
z jej głębin, mówiące
do mnie o innym porządku,
mnie, piewcy
nieujarzmionej natury. Łowiła
swoje skarby w składowisku
sztuki: ścinki starej
koronki, kruche jak szron,
porcelanę z zapomnianego
okresu, torebkę cenniejszą
niż wszystko, co mogłaby zmieścić.
Po powrocie do domu
z polnymi kwiatami
spostrzegałem: jej ogród
ubiegł mnie, świadcząc
uprzejmość mojemu stołowi.
„Opowiedz mi o życiu –
mówiłem – skoro za twoim
pośrednictwem dostało je
nasze dziecko”. Jej oczy
przesłaniał wstyd na wspomnienie
ataku na jej prywatność, nagłego
i z daleka. „Myślisz,
że śmierć jest końcem?” – pytałem
lekko. Teraz wspominam,
jak szybko nadeszła,
odchylając brutalnie jej wargę,
i jak górna pozostała sztywna,
dyskretna, jak zalążek,
który poprzedza kwiat.

 

II miejsce

Fletcher Waters  - Robert Szymański

R.S.Thomas

Ofiara

 

Zaprzestałem
              starej pogoni za prawdą,
                         dla której żyłem. Inne zmartwienia


sparaliżowały mnie: popędy
              mego ciała; kokietki
                          uwodzenie; pieniądze


nigdy nie wydawały się
               takie ulotne; w moich żyłach
                          płynęła boska krew


tworzenia; uczestniczyłem w tym
      jak podczas Komunii, zatraciłem
                          się na swej własnej drodze


do domu, ze zmieniającymi się głosami
                  pod telefonem. Błąkając się wstecz
                           w zacierającą się


przyszłość, straciłem świadomość
                 postrzegania, przyswajając sobie poezję,
                            by wykupić mym dzieciom


ich prozę. Przeszłość była nędznym
             władcą, przetapiającym własną koronę
                           dla historyków. Każdego dnia


kontynuowałem to
            metaliczne starcie, w którym
                           jedyną ofiarą jest miłość.

 

Tłumaczenie prozy z języka walijskiego

 

Tekst konkursowy pochodził z książki Elizabeth M. Mrowiec (Elizabeth M. Watkin Jones) Teithio Pwyl ("Podróże po Polsce" Liverpool: Gwasg y Brython 1965).

 

I miejsce

Gwreiddyn - Joanna Rybelska

 

 

Podróż do domu

 

Pociąg zmierzał w stronę Poznania, zatrzymując się po drodze na głównych stacjach. Powoli zapadał zmrok, a ja, z nosem przyklejonym do szyby, pragnęłam po raz ostatni, nim zrobi się zupełnie ciemno, rzucić okiem na mą ukochaną przybraną ojczyznę. Z jakiegoś powodu w wagonie nie paliło się światło. Naprzeciwko nas siedziało dwóch młodych nauczycieli, którzy wracali wtedy z wakacji. Zasypywali Józefa pytaniami o Wielką Brytanię.

 

(…) W pewnym momencie zauważyłam księżyc przez okno wagonu. Przypomniało mi to, bardzo wyraźnie, pewne zdarzenie z dzieciństwa. Miałam wtedy osiem lat i spędzałam wakacje na farmie, która znajdowała się około półtora kilometra od mojego domu rodzinnego. W środku nocy naszła mnie okrutna tęsknota, która zaciążyła mi niemiłosiernie. Otwarłam okno i, oczyma pełnymi łez, spostrzegłam człowieka na księżycu. Byłam bardzo zazdrosna o to, że mógł patrzeć w dół, na mój dom, a ja sama nie widziałam nic.

 

Opowiedziałam tę historię Józefowi, dodając “Ciekawe, czy dziś wieczorem widzi nasz dom?” Młodzi nauczyciele domyślili się, że mówię o człowieku na księżycu, przez co rozmowa zeszła na temat polskiej wersji tej historii. Poniżej podaję ją tak, jak usłyszałam z ust nauczycieli i Józefa. (Józef powtórzył ją potem raz jeszcze, na potrzeby tej książki.)

 

PAN TWARDOWSKI

 

Pan Twardowski był bogatym szlachcicem z Krakowa. Przez cały czas był wesoły i błyskotliwy, szczególnie gdy popił z przyjaciółmi. Miał jednak pyskatą i niesympatyczną żonę. Zrzędliwa jędza przez cały czas go strofowała i maltretowała. Pewnej nocy, wracając z hulanki, Pan Twardowski natknął się na samego Diabła. Ten skorzystał z okazji, żeby wciągnąć go w rozmowę, podczas której doszli do przewrotnego porozumienia. Szlachcic miał przez siedem lat górować nad swą swarliwą żoną, ale po upływie tego czasu musiał spotkać się z Diabłem w karczmie o nazwie ‘Rzym’. Od tego momentu Pan Twardowski często kłócił się z żoną, ale używając niezwykłej zdolności, wychodził z każdej sprzeczki obronną ręką.

 

(...) A gdy siedem lat przeminęło, nie chciał zrzec się swego daru i nie dotrzymał obietnicy danej Diabłu. Ten nie potrzebował wiele czasu, żeby go odnaleźć i przypomnieć o umowie, rzucając pogróżkami. Pan Twardowski zamarł ze zgrozy i Diabeł bez kłopotu poniósł go w próżnię, ale Twardowski zaczął modlić się do Boga o ratunek. Wszechmogący wysłał dwóch aniołów, by przyszli mu w sukurs. Przestraszyło to Diabła tak bardzo, że zniknął. Szlachcic pomyślał, że zostanie wyniesiony do nieba, ale aniołowie poinformowali go, że Królestwo Niebieskie nie jest otwarte dla przyjaciół Diabła i zostawili go na księżycu. Jest tam do dzisiaj, czasem weseląc się na wspomnienie uciech, których doświadczył w życiu, a czasem smucąc, myśląc o niekorzystnym układzie z diabłem.

 

(…) Kiedy dotarliśmy do Poznania, czekały nas dwie godziny w przepełnionej poczekalni – ludzie spali na krzesłach, z głowami na stołach, oddychając cuchnącym powietrzem. Wolałam czekać na zewnątrz, siedząc na ławce. W końcu była to moja ostatnia okazja, by posmakować czystego polskiego powietrza.

 

 

 

II miejsce

Draig Coch - Kamila Grekowicz

 

W podróży do domu

 

Pociąg jechał w kierunku Poznania, zatrzymując się na największych stacjach. Spowita nocą przyciskałam nos do szyby, próbując przebić wzrokiem rozciągającą się ciemność i po raz ostatni zobaczyć mój drogi przybrany kraj. Z jakiegoś przedziwnego powodu w naszym wagonie nie paliło się światło. Naprzeciw nas siedziało dwóch młodych nauczycieli powracających z wakacji. Zadawali Józefowi mnóstwo pytań na temat Wielkiej Brytanii. (…) W pewnej chwili spojrzałam przez okno i mój wzrok padł na księżyc. Wedy właśnie powróciło do mnie wspomnienie z dzieciństwa. W czasie wakacji udałam się do domku na farmie, położonej o kilka mil wroniego lotu od mojego domu. Miałam wtedy osiem lat i zostałam tam na całą noc. Nagle, w środku nocy, poczułam „wszechogarniającą, palącą tęsknotę”. Wstałam, podeszłam do okna i poprzez łzy ujrzałam człowieka na księżycu. Strasznie mu zazdrościłam, że widzi mój dom, którego ja nie mogę zobaczyć. Opowiedziałam całą tę historię Józefowi, dodając, „zastanawiam się, czy dzisiaj też spogląda na nasz dom”?

 

Młodzi nauczyciele zrozumieli, że wspomniałam coś o mężczyźnie na księżycu i przez chwilę rozmawiali o polskiej wersji tej historii. Zapytałam ich, jak dokładnie ona brzmi i Józef opowiedział mi ją, a ja spisuję tu wszystko, co usłyszałam.

 

Pan Twardowski

 

Pan Twardowski był bogatym lordem mieszkającym w Krakowie. Był on człowiekiem radosnym i dowcipnym, szczególnie po wypiciu kilku głębszych ze swoimi przyjaciółmi. Niestety, miał on bardzo hałaśliwą i nieprzyjemną żonę. Przez cały czas irytujące babsko szydziło z niego i nim pogardzało. Pewnej nocy, jadąc miejską drogą z zabawy, Pan Twardowski natknął się na diabła, który postanowił wykorzystać okazję i uciąć sobie pogawędkę z rycerzem. Po krótkiej rozmowie, zawarł z nim bardzo podstępny pakt. Diabeł miał użyczyć rycerzowi swojej mocy uzyskiwania przewagi nad ludźmi na siedem lat, aby mógł  on poradzić sobie ze swoją swarliwą żoną, pod warunkiem, że Twardowski spotka się z nim jeszcze raz w karczmie zwanej „Rzym” kiedy siódmy rok dobiegnie końca. Wiele razy między Twardowskim a jego żoną wybuchały kłótnie, ale za każdym razem rycerz używał swej magicznej mocy i z każdej z nich wychodził zwycięsko. (…) Gdy upłynęło siedem lat, Twardowski zaczął robić wszystko, by nie dotrzymać danego diabłu słowa i zatrzymać magiczną moc dla siebie. Wkrótce diabeł odnalazł rycerza i przypomniał mu o umowie, rzucając pod jego adresem straszne groźby. Twardowski, sparaliżowany strachem, iż diabeł odeśle go w nicość, modlił się do Boga o ratunek. W odpowiedzi Bóg zesłał dwóch aniołów aby przegoniły diabła. Diabeł przerażony ich widokiem natychmiast zniknął. Rycerz wierzył, iż teraz zostanie przeniesiony do nieba, jednak anioły powiedziały, iż towarzysze diabła nie mają wstępu do królestwa niebieskiego i odesłały go na księżyc. Mieszka on tam po dziś dzień. Czasami uśmiecha się na wspomnienie zabawy, jaką czerpał z posiadania magicznej mocy, a czasami odczuwa ogromny smutek na myśl o feralnym pakcie, jaki zawarł z diabłem.

 

(…) Gdy przybyliśmy do Poznania, musieliśmy czekać jeszcze dwie godziny. Poczekalnia była przepełniona do granic możliwości – ludzie spali na krzesłach z głowami opartymi na ogromnych stołach, a do tego wszędzie unosił się duszący zapach. Znacznie lepiej było usiąść na ławce na zewnątrz, a ja miałam przynajmniej ostatnią szansę, aby pooddychać zdrowym, polskim powietrzem.

 

 

 

bottom of page